cyferkowa pasja

Wśród ludzi istnieje ogólne przekonanie o wyższości matematyki nad innymi właściwościami życia. Mierzymy w cyfrach wszystko: kupujemy ogórki na kilogramy, jakość samochodu mierzymy prędkością i mocą, siłę człowieka określa dla nas jego szerokość i wysokość, jakość naszej muzyki mierzymy w mocy wzmacniaczy w naszym domu, a klasę aparatu za pomocą megapikseli i wielkości matryc. Zatracamy się w cyfrach, przeliczamy nasze szczęście na cyferki, określamy siebie cyframi. Cyfry, liczby, ułamki, matematyka... to wyznaczniki naszego szczęścia. I czy to aby na pewno dobra metoda? Zamieniliśmy obraz na cyfrowe punkciki, muzykę na cyfrowe bity. Teraz zamieniamy siebie w cyferki.

Ilość pix       -> 9MPX
matryca       -> 1/1,5 cala
Obiektyw     -> 6,3 - 63 mm
Siła światła -> f2,8-f4,9
Szybkość     -> 3klatki/s RAW
ISO              -> 80 - 1600

To dane mojego aparatu.

Ilość pix      -> 12MPX
matryca      -> 2/3 cala
obiektyw     -> 7,1 - 28,4 mm
siła światła -> f2,0-2,8
Szybkość    -> 10 klatek/s
Iso               -> 100 - 12800

To dane mojeg drugiego aparatu

Czy to dobra miara? Technicznie może tak, ale te cyferki nigdy nie powiedzą nam jednego - miłości, pasji, radości... Czy zamiast patrzeć na liczby, zachwycać się cyframi nie lepiej czasem pomyśleć i wyznaczyć jakość np radością? Bo co z tego, że kupimy sobie nowy aparat jak przyjemniej będzie nam się fotografować starym. A czy nie o to chodzi w pasji, aby czerpać radość z każdego obcowania z nią? Czy nie lepiej czasem pozostać przy starym sprzęcie, który dawał nam bardzo dużo przyjemności z każdego naciśnięcia spustu migawki? Przy sprzęcie który mimo słabej jakości obrazu wyzwalał w nas endorfiny za każdym razem gdy stawialiśmy go na statyw? Czy nie lepiej kręcąc pierścieniem ogniskowej przy każdym nawet drobnym milimetrze zbliżenia nie czuć narastającego w nas uśmiechu? No bo co nam po sprzęcie który ma doskonalą jakość, bardzo wysokie cyferki w danych technicznych i kosztuje majątek, skoro samo wykorzystywanie go nie przekłada się w nas żadnych emocji?

Całkiem niedawno zakupiłem nowy aparat. Daje mi on pełno satysfakcji z każdego przyłożenia oka o wizjera. Ale wyzwolił on we mnie chęć zmiany starego fuji na coś nowszego, dorównującego jakością nowemu. Do momentu jak znowu nie wziąłem starego fuji do ręki. Cały zapał do zamiany prysł. Na mej twarzy pojawił się uśmiech, a chęć zrobienia kolejnego zdjęcia mocno przybrała na sile. Wystarczyło ustawić przełącznik na pozycję ON i już wiedziałem, że to jest to. Czułem że każde przekręcenie kołem ekspozycji zbliża mnie coraz bardzo do momentu osiągnięcia zamierzonego efektu. A radość jaką dawało mi każde zrobione zdjęcie okazała się nie do zmierzenia przez żadna cyferkę. To staruszek, ale mój i nie jestem w stanie go zamienić na żadnego nowego, pewnie dużo lepszego. Nie rozumiałem kiedyś ludzi, którzy czerpali radość, za każdym razem kiedy zmieniali obiektyw w swoim aparacie. Miałem lustrzankę  i mi to raczej przysparza kłopotów niż wzrostu endorfin. Są jednak ludzie którzy to kochają. Ja uwielbiam swoje stare Fuji i póki działa, póki odwdzięcza się kolejnymi uwiecznionymi kadrami nie zamienię go.
A więc posiadam Fuji S9600, Fuji X30, Technicsa A700, Marantza CD-52, Technicsa RS-TR575, Grundiga T30, Nissana Almerę N15, Krossa i Herkulesa. I żadna cyferka nie wyjaśni raczej tego co czuję słuchając muzyki, tworząc obrazy czy połykając kolejne kilometry. To jest w nas, nie w suchych i pustych cyfrach na papierze. Skoro kochamy swoje sprzęty, uwielbiamy obcowanie z nimi, czy zatem tak na prawdę potrzebne są nam nowe, zapewne 100 razy lepsze urządzenia? Na to pytanie musimy sobie odpowiedzieć sami. Każdy indywidualnie musi ocenić, czy woli gonić za pustymi cyframi w danych technicznych, czy też woli odczówać radość z samego faktu posiadania danego urządzenia.

Popularne posty z tego bloga

Mir 1b 37mm f2,8

Jupiter 37A

Porst Weitwinkel 35mm f2,8