Ku chwale informatyki

 

    Od ładnych kilku lat pracuje jako informatyk. To tu to tam, ale zazwyczaj mocno związany z branżą medyczną. Codziennie od wielu lat chodzę do pracy, codziennie spotykam tych samych ludzi, codziennie rozwiązuję te same problemy.To rutyna...zabija. Zacząłem standardowo wdrożony do szpitala, gdzie utrzymywałem system, pilnowałem sieci, konfigurowałem komputery, wyciągałem papier z drukarek. Zmieniłem pracę na inny szpital i tam również utrzymywałem system, pilnowałem sieci, konfigurowałem komputery i wyciągałem papier z drukarek. Po jakimś czasie zostałem wcielony do inne szpitala, gdzie utrzymywałem system, pilnowałem sieci, konfigurowałem komputery i wyciągałem papier z drukarek. Nudy jak cholera, ale co tam. Aż w końcu zmieniłem status na "pośredniak", chwilę odetchnąłem od rutyny. Aż znajomy powiedział:
    - Ej stary, nie bądź żebrakiem - idź do pracy tu i tam.
    Posłuchałem jego dobrej rady i zatrudniłem się w branży bliskiej medycynie. Jak na złość trafiłem na te same systemy co w szpitalach.
    - Kurwa- pomyślałem - za przeproszeniem, jestem jeleniem.
    Z drugiej jednak strony nie musiałem się wdrażać, a że zespół szybko zauważył, ze ogarniam systemy medyczne, długo nie musiałem czekać na mój "przydział". I tu dopiero odżyłem. Miałem swoją działkę, którą się zajmowałem, za którą odpowiadałem i którą obsługiwałem. Nie wyciągałem papierów z drukarek, nie utrzymywałem sieci informatycznej, nie konfigurowałem komputerów. Na prawdę polubiłem tam swoją pracę. W dodatku pracowałem w "zespole (!!) informatyków", a nie w dziale, czy sekcji. Brzmiało to na prawdę dumnie. Każdy miał swoją działkę, a ja sobie spokojnie pracowałem w swojej małej krainie. Nikt mi nie wpadał, nie mieszał nie narzucał swoich praw. To było piękne kilka lat. Świetnie mi się tam pracowało, bardzo mile wspominam ten czas. Świetny zespół, genialna atmosfera, wydzielony kawałek terenu tylko dla mnie. W dodatku zawsze mogłem liczyć na chłopaków z zespołu i gdy tylko trzeba było pomagaliśmy sobie w miarę swoich potrzeb i umiejętności.
    Niestety los czasem i tak człowieka rzuca, trzeba było zmienić pracę. I zmieniłem. Teraz odpowiadam znowu za wszystko i nie mam swojego przydziału. I jedynie kierownik, który dał mi tylko swój kawałek, nad którym panuję, który ogarniam, którym trochę rządzę sprawia że nadal swoją pracę uwielbiam. Z przyjemnością jadę do pracy rano, spędzam czas z bananem na gębie, Wiem, że ten mój mały świat informatyczny ciągle tam na mnie czeka i wiem, że idąc do pracy jutro znowu zajmę się swoimi sprawami jedynie od czasu do czasu rozpraszanymi i przerywaniami utrzymywaniem systemu, pilnowaniem sieci, konfigurowaniem komputerów i wyciąganiem papieru z drukarek. No cóż, czasem i w pracy trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i zająć się tym, co niszczy w człowieku znaczenie słowa "lubię". Ale tylko po to, aby po wykonaniu jednej pracy wrócić do swojego królestwa i tam nadal panować na przydzielonymi mi zadaniami. :)

Popularne posty z tego bloga

Mir 1b 37mm f2,8

Jupiter 37A

Porst Weitwinkel 35mm f2,8