Soligor 35-70 f2,5-3,5 Macro

     
          No i dochodzimy do momentu w którym wjeżdża tzw kropka nad "i". Przed nami w kolejności 3 soligory. Ale nie byle jakie Soligory. Dosyć ciekawie mechanicznie i optycznie maszynki do przekazywania obrazu. W każdym zastosowano coś niezwykłego. Tak, Soligor to też tak na prawdę produkcja Cosina. Ponoć obiektywy ze średniej i niskiej półki. Model który wam dzisiaj przedstawię to Soligor 35-70 z maksymalną przysłoną f2,5-3,5 z mocowaniem pentax-M. Ten ważący prawie pół kilograma zoom posiada aż 4 pierścienie do sterowania. Ale po kolei.

1. Budowa

      No w tej kwestii do szacunek do inżynierów za odwagę. nie dotarłem do informacji w których latach produkowany był ten model, ale obstawiam głębokie lata 70-te. Po takim czasie i prawdopodobnie kilku-kilkunastu właścicielach ciężko tak do końca ocenić wykonanie. Obiektywy z tamtych czasów w zdecydowanej większości działają. Ten również. A więc za bardzo prawdopodobnie nie odbiegał jakością wykonania od ówczesnych szkieł. Nawet jeśli można uznać go za dolną półke to i tak dzisiaj wykonaniem odbiega mocno na plus. Nie znalazłem w nim ani jednej części plastikowej czy nadmiernie zużytej. Poza kilkoma pierdołami to stan bardzo dobry. 
     Obiektyw to zlepek metalu, szkła i gumy. Mój egzemplarz to ma mocowanie pentax-M. ale za niecałe 100zł można go dostać również z mocowaniem Pentax-A. Ten jednak ma 3 pierścienie, a nie 4. Przy czym w moim egzemplarzu wszystko wygląda na "niezmęczone" czasem. Lekkie obtarcia dotyczą głównie wbudowanej osłony przeciwsłonecznej i to na tyle. Wszystkie napisy i oznaczenia, podobnie jak obudowa nie nosi zbytniego zmęczenia. To kolejny wynalazek lat 70-tych który wygrał z czasem. 
     Szacunek należy się za zastosowaną farbę. Nie wiem kto co miał w głowie i czy inżynier co to go projektował jeszcze żyje, ale gratuluje mu odwagi. To pierwszy obiektyw który miałem w ręku z błyszczącą obudową. Tak, farba nie jest matowa jak na innych szkłach. Lakier jest błyszczący podobny do tego zastosowanego na samochodach. można by się pokusić, że podobnie jak choćby heliosy, czy takumary. Ale nie. Tam lakier może ma połysk, ale nie taki. Łatwo go wśród innych obiektywów znaleźć między innymi przez ten szczegół. Po prostu po otworzeniu szuflady i wpuszczeniu do środka odrobiny światła dostaniemy od niego rykoszetem po oczach. 
     Inny ciekawy zabieg to śrubki. Widać, że nikt nie próbował ich ukryć czy schować gdzieś. Na swoim egzemplarzu znalazłem 16 śróbek. 16... bez rozkręcania, próby zdejmowania pierścieni, czy gum widać gołym okiem 16 wkrętów. Jak pragnę zdrowia w życiu - kto to wymyślił? Psuje to nieco efekt wizualny, ale przy tym jest dość wyjątkowym zabiegiem.  Aż strach pomyśleć ile ich jeszcze kryje się pod gumami. Następne 16? Dodatkowo na uwagę zasługuje fakt, że prawie każda śrubka jest inna. Nie wiem, czy to efekt inżynierskiego geniuszu poprzednich właścicieli, czy ten sprzęt tak ma, ale wszystkie (poza jedną w moim egzemplarzu) wyglądają na fabryczne. 
      Przyczepić mógłbym się do dwóch rzeczy.  O ile jedną ciężko uznać za wadę, o tyle druga to trochę strzał we własne kolano. Pierwszą z nich jest mocowanie.Kupiłem ten obiektyw z zamontowaną osłonka na bolec przysłony. Niestety jej budowa powodowała, że obiektyw początkowo nie pasował do żadnego mojego pentaxa (ani cyfrowego ani tradycyjnego). Osłona była tak długa, że opierała się o styki silnika SDM/Power-zoom i uniemożliwiała montaż na bagnecie. Pierwsze więc co trzeba było zrobić, to tą osłonę zdemontować. Tak, ona tez jest wykonana z metalu i to solidnego. Ma się wrażenie, że dopiero prasa hydrauliczna byłaby w stanie go zgnieść. Oczywiście, że mocowana na śrubki, bo tu wszystko jest mocowane na śrubki. Aż dziw bierze, że dekielków nie montuje się przy pomocy śrubokręta. 
     Druga wada to zastosowane gumy. Tak, to tez łączy ten obiektyw z motoryzacją. W dotyku przypominają opony samochodowe. Zamontowane tylko na dwóch pierścieniach (ogniskowej i ostrości) nie wyglądają zbyt estetycznie. Wszystko się błyszczy poza dwoma paskami gumy. Ich spasowanie z całością również pozostawia nieco do życzenia. Niby mają swoje miejsce wyżłobione, w których powinny się trzymać. Sam klej jednak nie trzyma już i jedna z gum zwyczajnie wędruje po całym korpusie. W dodatku gumy nie są naciągnięte tylko raczej luźno zamontowane. Bez kleju zwyczajnie nie trzymają się w swoich rowkach. Pentax jednak ma tu przewagę, bo kumy na pierścieniach są naciągnięte i nawet brak kleju nie pozwala wyskoczyć gumom ze swojego miejsca.  Inna rzecz to fakt, że spełniają swoje zadanie i to bardzo dobrze. Nie ma mowy o poślizgu rąk/palców na nim. Dzięki temu nie musimy mocno ściskać, aby przekręcić pierścieniem. Wystarczy delikatne dotknięcie i bez problemu możemy sterować obiektywem.  

2. Obsługa

       To Soligor i nikt się nie bawił tutaj w zastosowanie lekkich materiałów. Sam obiektyw mimo iż nie jest duży (mniej/więcej wielkość standardowego kita 18-55) swoje waży. 460gram czuć. Pół kilograma w tą czy w tą to nie jest mała różnica w torbie. Mocno obciąża zestaw. Trzeba mieć to na uwadze, że on sam wystarczy abyśmy wrócili do domu z fotografowania z bolącymi plecami.
     Sama obsługa również do najlżejszych nie należy. Pierścienie obracają się z dużym oporem. Pracują jednek równo i precyzyjnie. Ustawienie ostrości wymaga siły i to nie mało. Podobnie jak ustawienie ogniskowej. Trzeci w kolejności pierścień również pozostawia wiele do życzenia, ale za to nie pozostawia wiele zapasu siły w dłoni. To pierścień makro. Tak, makro. Nie wiem kto to wymyślił, ale wielkość odwzorowania ustawia się osobnym pierścieniem. Nie wiem dlaczego inni producenci na to nie wpadli, ale to genialne i bardzo wygodne rozwiązanie. Samo ustawienie odwzorowania w zakresie 1:8 - 1:2,7 wymaga wykonania dwóch czynności - wciśnięcia przycisku na pierścieniu, który jakiś przypał zamontował w spodniej części obiektywu, oraz odpowiedniego przekręcenia pierścienia do żądanej wartości.
      Z tym przyciskiem to jakaś masakra jest. Nie dość że sam pierścień obraca się ciężko, to również niedociśnięcie przycisku do końca nie odblokuje pierścienia. Aby więc zrobić zdjęcie makro trzeba najpierw wymacać bolec, mocno go wcisnąć i przekręcić pierścień. Na szczęście gdy już wejdziemy w tryb makro nie musimy trzymać bolca. Gorsza sprawa gdy złapiemy sobie kadr i chcemy ustawić ostrość za pomocą pierścienia makro. Gdy niechcący za mocno przekręcimy szukanie bolca znowu zyska na wartości. I oczywiście pod spodem, tak, że ręka nie układa się zbyt wygodnie (na szczęście tylko na czas wciśnięcia). Sam pierścieni nie jest pokryty gumą, co znacznie komplikuje sprawę. Musimy mocno złapać pierścień, mocno wcisnąć przycisk i użyć sporej siły, aby nim poruszyć.
     Nie jestem pewien tylko, czy ta sprawa z pierścieniami i dość sporym oporem to wada mojego egzemplarza, czy wszystkie tak mają. Niby obiektyw można kupić na allegro (w chwili obecnej w polskim sklepiku wystawione są dwie sztuki za 50zł każda), ale i tak ciężko znaleźć kogoś kto by go miał i podzielił się wiedzą na jego temat. Bazuję więc tylko na jednym znanym mi egzemplarzu.
     Aha, nie wspomniałem o pierścieniu do przysłony. Bo w sumie nie ma o czym. Pracuje poprawnie. Nie mam zastrzeżeń. Przysłonę ustawia się ze skokiem co 1EV w zakresie od 2,5/3,5 do 22. I to tyle na jej temat.
     Pozostaje jeszcze kwestia osłony przeciwsłonecznie, która w Pallas Magenta nie była ok. Tutaj jak najbardziej jest. Łatwo ją wysunąć, łatwo schować. Ale nie ma ryzyka, że będzie żyć własnym życiem i własnym widzi-mi-się. Mimo iż sama w sobie jest luźna i lata na boki jak oczy drobiu pośród lisów to delikatny opór nie pozostawia złudzeń - nie schowa się i nie otworzy bez naszej interwencji.

3.Optyka

     Powłoki są i nie działają. Aberracja chromatyczna za to jest i to dość spora. Ostrości nie ma. Nietypowa przysłona jest.
     Ok, ok. Nie jest tak źle. Ale po kolei.
     Powłoki - są, co widać na załączonym obrazku, rycinie, zdjęciu. Niestety poza kolorowymi odbiciami niewiele można z nich wyciągnąć. I tu należy się przyjrzeć tematowi, bo to "niestety" powiedziane jest trochę nad wyrost. Flary są i bardzo nietrudno je złapać. Cały pic polega na tym, że objawiają się one w kształcie duszków. To nie są ciągu okręgów współosiowych. To duszki, małe nieostre kropki. Można to nawet fajnie wykorzystać w różnych sesjach. I to w zasadzie na tyle. Te duszki nie są widoczne gdy zdjęcie ogólnie jest jasne. Dodatkowo w niektórych miejscach (w pobliżu bardzo ostrego światła) możemy zobaczyć mocne rozjaśnienia fotografii, nawet jeśli samo źródło światła jest poza kadrem. Pomaga osłona przeciwsłoneczna, które skutecznie to likwiduje. Ku mojemu zadowoleniu i ogólnej aprobacie nie ma w tych miejscach spadku kontrastu czy koloru. Po prostu jaśniejsza plama. I tak generalnie wygląda praca pod światło z tym obiektywem - duszki i miejscowe rozjaśnienia. Gdy umiejętnie to wykorzystać można osiągnąć kilka nietypowych kadrów. W przykładowym zdjęciu sporo osób pytało mnie, "co to za kropka między dziećmi", albo "a po co dorabiałeś tą kropkę"? A to po prostu właściwości optyczne zastosowanego szkła. Prawda, że nietypowe?
     Aberracja chromatyczna - jest i to widoczna. Ale komu to w dzisiejszych czasach przeszkadza? Dwa kliknięcia na komputerze i mamy ją z głowy. Można więc uznać, że mimo iż utrudnia sprawę, to jest do ogarnięcia w postprocesie. Nie dajmy się zwariować. Ten obiektyw kosztuje 50zł obecnie. Gdyby był genialny optycznie kosztowałby 1500zł. Nawet jeśli to ta niedogodność znika gdy tylko zamienimy zdjęcie na czarno-białe. Do fotografii czarno-białej więc jak najbardziej tak. Do kolorowej gorzej, ale bez przesady. No i bądźmy szczerzy - to obiektyw produkowany w latach, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było. Skoro swój pierwszy aparat dostałem jako gimbaza i był to aparat na klisze, to zapewne i ten soligor był produkowany pod klisze. A jak wiemy klisza nie jest taka wymagająca pod względem optyki jak matryca.  Swoją drogą muszę go przetestować z kliszą. Pewnie będzie to zupełni inny obrazek.
     Ostrość - Serio? Ujmę to tak - jestem zwolennikiem oglądania jednak zdjęć, a nie fragmentów oka, nogi, głowy czy dupy. I tak w sumie nie widzę specjalnych odstępstw między tymi niby miękkimi a tymi niby ostrymi szkłami. Widać to dopiero gdy zaczniemy przybliżać zdjęcie. I wtedy daje się to we znaki. Ilu z nas jednak ogląda zdjęcie fragment po fragmencie? Zazwyczaj patrzy się na całe zdjęcie, a nie na jego wycinek. Oczywiście, że miedzy sigmą art, a soligorem będzie bardzo spora różnica, nawet bez powiększania, ale opanujmy się trochę. Ostro będzie i tym i tym. Pewien dyskomfort wprowadza to podczas obróbki zdjęcia, ale chyba tylko wtedy. Oczywiście jeśli mówimy o fotografii hobbystycznej, a nie zarobkowej, bo tam proporcje mocno się zmieniają co do jakości optycznych.
     Wracając do tematu - królem ostrości to to to nie jest. Daleko mu nawet do opisywanego wcześniej Pentax 40-80. Bez porównania do Jupitera, Industara, czy Pentaxa 50mm f1,7. Raczej pod tym względem bliżej mu do Pallas Magenty, choć i tu aż tak tragicznie nie jest. Jest miękko, ale w granicach przyzwoitości jeszcze.
     Sytuacja mocno się zmienia (ku mojemu zdumieniu) gdy uda nam się znaleść ten cholerny "pstrycek" i uruchomimy tryb makro. Od skali 1:5 - 1:2,7 jest już ostro. Bardzo ostro. Nadal daleko mu do topowych produkcji (tamron 90mm makr np.) ale jest zdecydowanie lepiej niż podczas normalnego używania. Wszystkie zdjęcia Pentaxa 40-80 z poprzedniego opisu robiłem właśnie nim i jak widać - nie ma tragedii. Daje radę.
     Przysłona - jest fajnie. Tu jest znowu fajnie. Na wartościach 4 oraz 5,6 daje najlepsze efekty. Jest wówczas nieregularna a nieostrość dostaje pazurków. Król bokeh to nie jest, ale i tak jest fajnie. Tworzy się w tle pewien magiczny, lekko bajkowy świat. Inna rzecz, że raczej bliżej tej bajce do spiderman`a niż do "królewny na ziarnku grochu", ale to nie zmienia faktu. Jest bajkowo, ale dość nerwowo. Same zdjęcia nie są może jakoś specjalnie wyrafinowane, ale widać na nich zastosowanie nietypowego obiektywu. Z resztą - za to kocha się stare obiektywy - za nienowy i nieidealny świat który tworzą na każdej fotografii. One zmieniają nasze spojrzenie na fotografię. Potrafią wyciągnąć z rzeczywistości coś więcej niż po prostu poprawne odwzorowanie świata. I ten soligor nie należy do wyjątków. Nie jest idealny optycznie, ma sporo "wad", ale daje tym wszystkim coś innego niż po prostu zdjęcie. Nie jest to klasa premium, nie jest to klasa nawet średnia. Ale nie jest to coś czego nie da się wykorzystać. Mając zapas talentu, pomysłów i umiejętność wykorzystania światła do osiągnięcia zadanego celu, soligor staje się przyjacielem. I ten przyjaciel w zasadzie nie opuszcza mojej torby nigdy. Nie gości może jakoś specjalnie często na body, ale nie zalega w szufladzie czekając na lepsze czasy. Jest używany bym powiedział, że nawet dość często, choć nie zawsze. Podoba mi się jednak to co daje zastosowana w nim optyka.

4. Podsumowanie

      Nie jest to obiektyw najlepszy. Ma sporo wad obok których ciężko przejść obojętnie. Ma jednak pewien dar, którego również nie sposób ignorować -> nietypowa obudowa, niestandardowe sterowanie, inny obrazek. Po prostu nie sposób go w tej swojej inności nie lubić. To kolejny ciężki do opanowania sprzęt. Trzeba panować nad wieloma aspektami robiąc nim zdjęcie. Nie nadaje się więc dla każdego. Gdy jednak w głowie mamy obrazki z innego świata nie można go również nie wziąć ze sobą. Nie pomylimy nim dziecka z brzozą, ale też zobaczymy nasze dziecko trochę inaczej, od tej bardziej nieznanej strony. Osobiście nie pokochałem tego obiektywu miłością bezgraniczną, ale ciężko by mi było teraz bez niego w swoich zdjęciach funkcjonować. Przywiązał mnie do siebie. I może przez ten brak idealności właśnie nie potrafiłbym się z nim rozstać. W końcu nie ma na tym świecie nic idealnego, a sama idea idealności jest nudna. Wyobrażacie sobie mieć cokolwiek idealnego w domu? Byłaby to chyba najnudniejsza rzecz pod słońcem. W sumie sam posiadam coś bliskiego ideału - pentax DA 50mm f1,8. Kojarzycie? O ile w innych systemach pozostawia on dużo do życzenia, tak w pentax jest jest po prostu genialny. Tak genialny, że prawie idealny. A więc beznadziejnie nudny.
     Soligor to zupełnie druga strona medalu. Ba, nawet zupełnie inny medal. Ma tyle samo wad co i zalet. I może właśnie dlatego jest taki jaki jest i inny po prostu nie byłby soligorem.

    Jeśli ktoś jeszcze ma lub miał kiedykolwiek styczność z tym wytworem, z czasów kiedy na obudowie pisało "Made in Japan", a nie "Made in Malesia/China/Korea" to liczę na jakiś komentarz i podzielenie się swoimi spostrzeżeniami na jego temat.

Popularne posty z tego bloga

Mir 1b 37mm f2,8

Jupiter 37A

Porst Weitwinkel 35mm f2,8