Posty

Obraz
  " Kiedy patrzę hen za siebie W tamte lata co minęły Czasem myślę co przegrałem A co diabli wzięli" Czasem człowieka dopada taka nostalgia. Szczególnie, jak ogląda sobie na YT filmiki typu "Like a Boss". Co tam ludzie wyprawiają... oj co wyprawiają, to głowa mała. I tak po którymś z rzędu filmie zaczyna zazdrościć. A potem zdaje sobie sprawę, że też w sumie mógłby tu wystąpić gdyby nie kilka błędów młodości.  Jeszcze za czasów szkoły podstawowej odkryto u mnie niesamowity talent do muzyki. Chodziło się na różne zajęcia, uczyło tej muzyki.. poznawało jej skład, uczyło co to jest klucz basowy i jak zagrać utwór napisany w tonacji C w tonacji D-dur. Umiał to człowiek, był w stanie ze słuchu nauczyć się zasłyszanej gdzieś w radiu piosenki... i po prostu usiąść i w ciągu godziny się jej nauczyć. Potrafił dobrać podkład i akordy do melodii... A potem usiąść i ogarnąć to na keyboardzie. Zagrało się kilka koncertów w swoim życiu, poczynając od pamiętnego dla rodziny na utr

Szyfruj swoje zdjęcia

Obraz
Zdjęcia to nie tylko aparaty, pamięci, umiejętności czy kadry. To cały proces, Nierzadko bardzo, bardzo długotrwały. Zaczyna się już w momencie pomyślenia o chęci zrobienia zdjęcia. Potem trzeba pomyśleć, jakie zdjęcie chcemy zrobić, przygotować aparat, wybrać lub ustawić scenerię, ustawić przedmiot zdjęcia, dobrać sprzęt i go ustawić, dobrać kadr… a gdy już dojdzie do wciśnięcia migawki nasza przygoda wcale się nie kończy. Potem te zdjęcia trzeba zgrać do komputera, posegregować, wykonać magię postprodukcji… A na koniec zarchiwizować wszystko.  Tu dochodzimy do ważnego momentu, gdzie te zdjęcia przechowywać, aby były bezpieczne, w sensie ani nie zaginęły, ani nie zostały zniszczone, ani ukradzione. Wielu pewnie pomyśli → dyski zewnętrzne. I tak, zgadza się jest to jedna z metod. Dopóki nie spłonie nam mieszkanie, albo coś ich nie zniszczy.  Bezpieczniejszym miejscem jest chmura. W teorii tak. Ale też ma swoje wady – potrzebujemy dostępu do neta, aby można było zdjęcia oglądać, a i

Wartość dodana

Obraz
  Mówi się dużo, że sprzęt w życiu człowieka, a tym bardziej w jakiejkolwiek pasji nie ma znaczenia. I do niedawna sam tak myślałem. Aż pewnego dnia przyszła do mnie tajemnicza paczka....           Paczka była zaadresowana do mnie, na mój paczkomat, mój numer telefonu. Nadawca jednak pozostawał nieznany. Ponieważ niedługo całkiem miała miała być wigilia i święta pomyślałem, że ktoś zrobił mi prezent. Kto? Do dzisiaj nie wiem. Podejrzewam dwie osoby, ale żadna z nich nie przyznaje się do tego. Czyżbym miał tajemniczego wielbiciela? A może chińskie skośne oczka mnie podglądają i przysłali mi konia trojańskiego? No nie wiem. Chińczycy nie, bo to produkt polski i z Polski wysłany. Pozostaje więc jedna z dwóch osób, które zrobiły mi prezent, tylko wolą utrzymać mnie w przekonaniu istnienia Świętego Mikołaja. Prezent jednak bardzo trafiony. Od pewnego czasu zastanawiałem się nad kupnem czegoś takiego. A w dobrze zapakowanej paczce byłą... klawiatura. Aurora K6 firmy IBOX. Mechaniczne urządze

Sound pasion

Obraz
            Od zawsze byłem pasjonatem dobrego dźwięku. Może nie jestem jakimś psycho-audiofilem, ale dźwięk z telefonu czy głośników laptopa zawsze doprowadzał mnie do szału. Na tym to nawet podcastów czy audiobooków nie da się słuchać o poważniejszych rzeczach nie mówiąc. Dlatego ostro zacząłem modyfikować swój sprzęt audio. I tak zaczęło się od zakupu kilku niedrogich gadżetów, które znacząco poprawiły dźwięk. Głównie z komputerów.            Pierwsza zakupioną rzeczą były słuchawki. Postawiłem na Sencheisser hd599SE. Kupiłem je od znajomego za 1/4 ceny. I to był strzał w 10. Słuchawki genialne. Lepszych po prostu nie miałem i raczej mieć nie będę. Tak mi odpowiada dźwięk z nich płynący, że to głowa mała. Oczywiście są to słuchawki typu otwartego, więc raczej poza domowym zaciszem nie nadają się do używania. Nie szkodzi. Na zewnątrz mam inne, ale o tym później. Niestety słuchawki mają tą "niezaletę", że słychać na nich każdą niedoskonałość sprzętu. Okazał się szybko, że to

Tęsknota za pierwotnością

Obraz
            No i naoglądał się człowiek youtube i trochę żal człowieka ogarną. Jak się tak patrzy jak ludzie wywijają na tych syntezatorach i co potrafią z kawałka obwodów scalonych opakowanych w plastik stworzyć to aż się łezka w oku kręci. Nie ma praktycznie melodii, której by nie zagrali - od vivaldi`ego po slayer`a. Praktycznie każda melodia łudząco przypominająca orginał. I to najczęściej za pomocą dwóch syntezatorów i dwóch rąk. Nie potrzeba orkiestry, nie potrzeba dyrygentów... wystarczy trochę elektroniki. I jakby tak pomyśleć... no cóż, dożyliśmy czasów muzyki cyfrowej.            Jeszcze jakiś pół roku temu oglądałem program na temat rozwoju fotografii. Zaczęliśmy od dagerotypów i innych wynalazków, a obecnie mamy obrazy stworzone za pomocą smartfonów nie odbiegające w żaden sposób od tak uwielbianej przez fotografów zdjęć rejestrowanych chemicznie. Nastała era fotografii cyfrowej, gdzie tak na prawdę fotografie twarzą algorytmy, a nie sprzęt. I można bluźnić i pianę bić, ale

Ku sposobności

Obraz
           Moje postanowienia odnośnie pasji ciągle zostają odkładane na później. Tak wychodzi. A to praca, a to dzieci, a to to a to tamto. Nie ma kiedy się za to porządnie zabrać. Przebimbałem rok, a nie zapowiada się nic, aby w tym roku cokolwiek się zmieniło. A szkoda, bo bardzo za tym tęsknię. Szczególnie na ostatniej imprezie moja tęsknota dała o sobie znać. Obserwując fotografów uwieczniających zajście złapałem się na tym, że wolałbym być na ich miejscu niż jako gość. Tak zrobić jedną czy ze dwie imprezy... chrzciny, komunie inne uroczystości. Fajne to było. Można było wyżyć się nieco. głównie na aparacie, ale i swoje umiejętności doszlifować odnośnie podstaw fotografii, ale także szybkości i celności. A byłem w tym całkiem niezły. Pamiętam kilka wydarzeń, które miałem zaszczyt uwieczniać i w zasadzie tylko z jednych nie byłem zadowolony. Całą resztę uważam, za bardzo dobrze spędzony czas w tym co lubię. Oj i to uczucie bycia jak ryba w wodzie. Ach, chciałoby się znowu zrobić ja

Energylandia

Obraz
             No i wybraliśmy się i tym razem do Energylandii. 2 dni pochłonęło ponad 3000zł, ale było warto.             Zakwaterowaliśmy sie z dala od miasta i  wszystkiego w ogóle. Miejsce wyglądało jak zapomniany przez Boga i ludzi kawałek ziemi. W zasadzie składało się z 7 domków i nicości. Wkoło pola, górki i pagórki i nic poza tym. Niesamowicie kameralne ale i bardzo urokliwe miejsce. Przyjemny domek, a i właściciele postarali się o zapewnienie rozrywki dzieciom i dorosłym. Był plac zabaw, miejsce do gry w piłkę, grill i stoliki ogrodowe. Wszystko dla kogoś, ktto chce trochę od miasta uciec. Cisza, spokój, kukurydza... I jedynie to sklep trochę daleko, bo po każde, nawet najmniejsze zakupy, trzeba było jechać kilka kilometrów samochodem. Po przybyciu na miejsce, więc zameldowaliśmy się i pojechaliśmy na zakupy, oraz coś zjeść. A następnego dnia, zaraz po śniadaniu wybraliśmy się do celu, do Energylandii.          No i tam to dopiero każdy z nas dostał w dupsko. Nachodziliśmy się