rozterki promatora

          Niedawno naszła mnie taka mała myśl. No bo tak -> z jednej strony mam trochę sprzętu, którego używam, klika zbędnych bajerów i dwa aparaty. W sumie w tym wszystkim znajduje się w dwóch rodzajach fotografii:
1) detali w rozumieniu kryształów, linii i ogólnej wizualnej prostoty, które każdy może znaleźć na mieście
2) wizualnej - czyli ukazania normalnych rzeczy inaczej niż je zazwyczaj postrzegamy.
          I o ile wszystko jest łatwe i proste to jednak każda z tych rodzajów jest zupełnie inna.Pierwsza to prosta - po prostu wystarczy wziąć aparat i zrobić zdjęcie. Druga jest bardziej skomplikowana - wymaga odpowiedniego ustawienia przedmiotu, skonstruowania odpowiedniego klucza oświetleniowego, użycia odpowiedniego obiektywu, zastosowania odpowiedniego kadru, dobranie parametrów, ustawienia sceny itd. I osobiście uważam, że w obu tych rodzajach sprawdzam się. Nie jestem geniuszem w żadnej z nich, ale nikt mi nie odbierze, że potrafię to robić i dobrze się w tym czuje i znajduję. Zastanawiam się tylko, co mi wychodzi lepiej. W sumie nie wiem, czy jest sens zadawać sobie takie pytanie. W obu rozwijam się równo, choć nie robię ich równolegle. Czasem skupiam się na detalach miasta, a czasem na wyszukanych wizualnie zdjęciach.
          Problem pojawia się w obu przypadkach z różnych powodów. Gdy mówimy o mieście, zazwyczaj problemem są miejsca, a konkretnie fakt, że na codzień bywam zawsze w tych samych (google wie!!) i nie są one nieograniczoną kopalnią pomysłów. Fakt, że pomysły tworzy samo miast i w niemalże każdym miejscu dobrych zdjęć można zrobić przynajmniej kilkanaście. Ale to nadal kilkanaście i koniec.
          Kiedy natomiast lecę serią drugiej fotografii w pewnym momencie po prostu kończą się pomysły - zarówno w obiekcie głównym, w kluczu oświetleniowym i w końcu z pomysłem na uchwycenie przedmiotu.
          Jeśli skończą się pomysły na jeden, zawsze pozostaje drugi. A gdy na oba nie ma pomysłów biorę się wówczas za coś, czego nie potrafię - portrety i zdjęcia zwierząt (konkretnie dwóch: mojej córki i syna też mojego). Portrety pomińmy, bo choć lubię je robić, nie czuję się w nich dobry i w sumie to uważam fotografię portretową za najnudniejszą, jaką ludzkość mogła wymyślić.
          Wracając do filizofowania - czasem nachodzi mnie rozkminia, czy lepiej wychodzi mi wyszukiwanie zdjęć na mieście, czy tworzenie ich samemu. I w sumie gdy tworzę nowe światy zwykłych przedmiotów, czuję, że to jest to co w fotografii lubię najbardziej. Ale gdy chodzę po mieście wygrzebując z codzienności coś fajnego, również jestem przekonany, że to jest to. Dziwne to uczucie... 

Popularne posty z tego bloga

Mir 1b 37mm f2,8

Jupiter 37A

Porst Weitwinkel 35mm f2,8