Nienajlepsze, ale własne

 


Tak się czasem zastanawiam, czy to normalne, że nie ważne co i nie ważne jak, ale ważne że własnymi... Czy wy też tak macie??

          Jakiś czas temu wspominałem w jaki sposób ja wybieram swój sprzęt (m.in. tutaj -> http://paint-bike.blogspot.com/2017/02/sztuka-wyboru.html). Nie będę się powtarzał. Minęło jednak sporo czasu od tamtego posta i teraz mogę spokojnie powiedzieć, jak czas to zweryfikował. 
          W skrócie: Otóż moje wybory nigdy nie opierały się na cyferkach i bezdusznych danych technicznych. Oczywiście one również były dla mnie bardzo ważne, bo ich pominąć nie można. Ale nie były głównym powodem wyboru tego co mam w domu. Po dzień dzisiejszy tak jest i dotyczy wszystkiego - aparatu, narzędzi, komputera, myszki a nawet śrubokręta. Na temat każdej rzeczy oglądam filmy i czytam artykuły aby się nie wbić na minę. Bo co z tego, że wybiorę coś, co po miesiącu mi się sypnie. 
          Rzeczy które kupowałem nawet kilka- kilkanaście lat temu są ze mną po dzień dzisiejszy. Są i świetnie się mają. Mój K-50 towarzyszy mi dzielnie, choć jest to tylko K-50. Obecnie są dużo lepsze aparaty i dużo nowsze i mógłbym ten sprzedać, kupić inny, nowszy lepszy. Ale nie. Ten mnie jeszcze nie ogranicza, a dodatkowo radość, jaką daje mi jego używanie jest niemierzalna żadną cyferką. Podobnie trwam przy Fuji x-30 (choć używam rzadko, ale jeśli już to z dużą przyjemnością), Na fotografii jednak moje posiadanie się nie kończy. Mam też sporo elektronarzędzi, które wręcz uwielbiam. Wkrętarka, kupiona kilka lat temu, a nawet podkaszarka. Kurde, ja nie wiedziałem, że koszenie trawy będzie kiedyś czynnością, która zwyczajnie będę lubić. :) A dzięki temu że mam tak fajne narzędzi na prawdę sprawia mi to frajdę. :) Głupie wkręcani śrub to przyjemność z samego faktu, że mogę trochę pobawić się swoimi własnymi "zabawkami". Jakoś pożyczonymi, czy czyimiś innymi to nie jest takie fajne. Owszem, czasem trzeba pożyczyć, bo albo swoich sie nie wzięło, albo zrobienie czegoś nimi jest bardzo trudne, lub niewykonalne. W końcu pracę też trzeba sobie ułatwiać. I choć znałem te urządzenia jeszcze przed zakupem, to jednak nie na przestrzeni lat nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Weźmy głupią dziurę w ścianie - gdy kupowałem wkrętarkę zależało mi, aby była na tyle silna, aby zastąpić mi wiertarkę. Udało się taką kupić. I wiercenie dziur nie było jakimś wielkim wyzwaniem. Czas jednak biegnie, a los jest nieznany. Urządzenie świetnie w tej roli sprawdzało się w starym domu. Gorzej jednak działa to w innych miejscach. Nie zawsze da się tym dziurę wywiercić, a czasem i przykręcanie śrub tym czymś jest niemałym wyzwaniem. A to jest za słabe, a to ściana za twarda, a to miejsca za mało. Tak, moja wkrętarka należy do tych dużych maszyn. 
          Podobnie sprawa ma się z aparatami, które na dzisiejsze standardy są.... lekko mówiąc takie sobie. W ciemniejszych miejscach jest już problem, stabilizacja nie zawsze daje radę, jakość zdjęć z bardzo dobrej obecnie można nazwać co najwyżej przeciętną. Jednak nadal fotografują sprzętami, które premierę miały kilka-kilkanaście lat temu. I prawdopodobnie długo jeszcze nie zamienię ich na żaden inny. 
          Można się zastanawiać, dlaczego tak i dlaczego nie lepiej po prostu sie rozwijać. Odpowiedź jest prosta - bo to sprzęty, które dają mi sporo radości z używania ich. Co z tego, że nie wywiercę gdzieś dziury, skoro do 95% zastosowań wkrętarka się nadaje. Jak się gdzieś nie sprawdzi, biorę wiertarkę, lub użyję śrubokręta. I co z tego, że w totalnej ciemności nie zrobię jakiegoś mega wypasionego zdjęcia? Najwyżej obmyślę je trochę inaczej, inaczej będę musiał kombinować. Ale nadal uważam, że te sprzęty mnie w żaden sposób nie ograniczają. Wiem, że nawet kupno nowego i najlepszego będzie miało jakieś ograniczenia. Może mniejsze, może da się nimi więcej. Ale jeśli za to więcej mam zapłacić, aby móc wywiercić dziurę w dwóch ścianach więcej to chyba bardzo średnio się to opłaca. 
          Swoje urządzenia zabieram na każdą spodziewaną się robotę. Czy to fotografia, czy wieszanie obrazków na ścianach, czy skręcanie mebli. Tak już mam, że po 100-kroć wolę swoimi niż czyimiś, nawet jeśli te czyjeś są lepsze. Idąc na zajęcia fotograficzne, też biorę swój aparat i nie lubię jak "każe mi się" używać sprzętu będącego na stanie danych zajęć. A czasem tak jest, że nie wolno używać swoich. Przykładowo tak miałem w szkole, że duży bardzo nacisk kładziono na używanie aparatu będącego na stanie szkoły. Nie lubiłem tego i zawsze starałem się używać swojego aparatu. Cóż, zrobić - taki regulamin zajęć. 
          I tak się zastanawiam - czy tylko ja tak mam, że najchętniej i najlepiej używa mi się własnych narzędzi? Skąd ta skłonność się bierze? A może to sama sytuacja zaistniała kilka lat wcześniej ma na to wpływ? W końcu wszystko co mam wybierałem sercem... 

Popularne posty z tego bloga

Mir 1b 37mm f2,8

Jupiter 37A

Porst Weitwinkel 35mm f2,8