" Kiedy patrzę hen za siebie
W tamte lata co minęły
Czasem myślę co przegrałem
A co diabli wzięli"

Czasem człowieka dopada taka nostalgia. Szczególnie, jak ogląda sobie na YT filmiki typu "Like a Boss". Co tam ludzie wyprawiają... oj co wyprawiają, to głowa mała. I tak po którymś z rzędu filmie zaczyna zazdrościć. A potem zdaje sobie sprawę, że też w sumie mógłby tu wystąpić gdyby nie kilka błędów młodości. 
Jeszcze za czasów szkoły podstawowej odkryto u mnie niesamowity talent do muzyki. Chodziło się na różne zajęcia, uczyło tej muzyki.. poznawało jej skład, uczyło co to jest klucz basowy i jak zagrać utwór napisany w tonacji C w tonacji D-dur. Umiał to człowiek, był w stanie ze słuchu nauczyć się zasłyszanej gdzieś w radiu piosenki... i po prostu usiąść i w ciągu godziny się jej nauczyć. Potrafił dobrać podkład i akordy do melodii... A potem usiąść i ogarnąć to na keyboardzie. Zagrało się kilka koncertów w swoim życiu, poczynając od pamiętnego dla rodziny na utracie wraz z bratem na dwa keyboardy. Potem krótka kariera w zespole rockowym, wygranych kilka nut na różnych zabawach... I niewiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak.... po prostu to porzucić. Dzisiaj z tego zostało ledwie wspomnienie, kilka zapisanych gdzieś na taśmach nut, których nie ma już na czym odtworzyć i wspomnienia z czasów, kiedy szalało się koncertach okolicznościowych w Łasku. I jakby tak dokładnie przemyśleć i pociągnąć to dalej, nie rezygnować... kto wie, czy dzisiaj nie byłbym w stanie usiąść do pierwszego lepszego instrumentu klawiszowego i po prostu nie zagrać dowolnego utworu... albo jeździć z jakimś światowej klasy zespołem po koncertach... Choć nie, teraz i tak muzykę robi się na komputerze, więc instrumenty i ludzie nie są potrzebni. Ale może w jakiejś filharmonii zamiatałby rekami po klawiaturze pianina wydobywając z niego Czajkowskiego. 
To się nie udało... poszedł człowiek jednak na informatykę, gdzie również ogarniając swoje szkoły i swoje studia ogarniał je też innym. Było się w stanie usiąść do takiego Pascala i kurwa, po prostu w ciągu kilku dni stworzyć coś co do złudzenia przypominało windowsa. I to nie tylko z wyglądu, ale również z jego podstawowej funkcjonalności. Gdzie ten talent przepadł? Nie wiadomo. Z naprawdę bardzo dobrze pretendującego chłopaka, co z komputera potrafił wyczarować dowolną rzecz... pozostał jedynie chłopak z komputerem. I mógłby dzisiaj ogarniać oprogramowanie dla największych producentów, zarabiać miliony po prostu bawiąc się komputerem... Pozostał podrzędnym nic dla nikogo nie znaczącym informatykiem gdzieś w jakimś szpitalu... I chociaż ogarnia komputery jest tylko od tego, aby komuś podłączyć drukarkę, a komuś innemu zresetować hasło... 
Próbowałem też swoich sił w fotografii i... byłem w tym na prawdę niezły. Byłem w stanie wyczarować obrazki jakie tylko sobie wymarzyłem. Ukończyło się szkołę, wzięło udział w jakiś wystawach, na które przyjeżdżali ludzie z całej Polski, wzięło się udział w kilku konkursach, gdzie w sumie stanęło sie na podium.... Czarowało się takie rzeczy używając kilku soczewek i trochę elektroniki.... nie rozstając się z aparatem tworzyło się nowy świat. Zaczynał człowiek być rozpoznawany, znany a nawet kopiowany. I tak krążąc z aparatem w ręku w pewnym momencie gdzieś się go zostawiło i poszło dalej. Pozostało kilkaset gigabajtów obrazów gdzieś rozsianych na dyskach do których nikt nie wraca. Świat fotografii przepadł gdzieś w odmętach codzienności i nigdy już nie został odnaleziony. Po kilku latach od ostatniego zdjęcia jakby tak pomyśleć... dzisiaj pewnie robiłby własne wystawy i był rozpoznawalny już nie tylko w prostym świecie amatorów, ale pretendowałby do grona najlepszych. A za kilka lat... siedząc na swoim fotelu i przygotowując się an tamten świat może nawet przeczytałby o sobie w jakimś fotograficznym czasopiśmie.... w końcu, choć sam do tego nie dążyłem, moje zdjęcia same w tą stronę ciągnęły. Dzisiaj aparat się kurzy, a fotografię sprowadziło się do zrobienia kilku zdjęć na aukcję na allegro... 
I na tym historia mogłaby się skończyć, gdyby nie pozostał jeszcze sport. I tu również wszystko szło w dobrym kierunku, aż w końcu zdechło. 
Przejechanych grube tysiące km sprawiły, że w świecie kolarstwa człowieka znali. Oj znali. Mijało się na szlakach ludzi, którzy byli tak jak ja odklejeńcami z niezliczoną ilością km w nogach. Było sie w czołówce długodystansowców kiedy to przejechanie 200km dziennie, a potem jeszcze z dzieckiem i przyczepką kilka km na plac zabaw nie stanowiło większego wyzwania. A bywały takie dni, kiedy rano wsiadało się na rower... wcześnie rano i jeździło do późnego wieczora odkrywając coraz to nowe drogi. Człowiek był w tym na prawdę dobry.... aż któregoś dnia łańcuch się po prostu skończył. Rower pozostał porzucony gdzieś w piwnicy zapomniany na lata. Większe dystanse robią pająki w moim domu niż ja na rowerze. Ostatni km odchodzi już powoli w zapomnienie a przejechanie rowerem do najbliższego baru jest wyzwaniem. 
Była też kalistenika... oj była. Ogarniał człowiek te wszystkie sztuczki... full plank był na wyciągnięcie ręki, ludzka flaga już czekała na swoją kolej.... dzisiaj pewnie człowiek nie potrzebowałby nóg, ogarniałby wszystko rękami. Wystarczyło dorwać się do jakiegoś drążka i pewnie dzisiaj wykonywałbym takie akrobacje... eh... ale niestety weszła choroba i trzeba było o tym zapomnieć. Dzisiaj, choć dużo ćwiczy, ma kogoś kto prowadzi przez niezrozumiałe koleje siłowni.... kaloryfera nie ma, podniesienie szafki jest wyzwaniem, a zrobienie więcej niż 12 pompek jest niemożliwe. I choć jest w stanie zrobić deskę i ciągle jest w ścisłej czołówce w tym ćwiczeniu praktycznie wszędzie gdzie się pojawię... to jednak full plank jest bardzo, bardzo daleko  w swerze marzeń i nie zapowiada się, aby szybko stał się faktem. Gdyby tylko wtedy coś nie przerwało... Los jednak pisze różne scenariusze... Dzisiaj mięśni nie ma, siła nie chce iść, a jedynie ćwiczenie jakie potrafię zrobić to kilka pompek... 

"I tak wszystko to czego się tknę
W pył i proch obraca się..."

Popularne posty z tego bloga

Mir 1b 37mm f2,8

Jupiter 37A

Porst Weitwinkel 35mm f2,8